Wróg mojego wroga jest moim przyjacielem, czy jakoś tak… No, ale na własne potrzeby przerobiłem to na „Język na zlecony projekt na uczelni jest moim sojusznikiem”. Zakopałem topór wojenny i już jakiś miesiąc pracuję od czasu do czasu na NetBeans z Javą w szeregu.
Nie przypuszczałem, że przeszkolenie się z C++ spowoduje, że tak przyjemnie będzie się pracowało w IDE, jakim jest niewątpliwie NetBeans oraz sama Javą. Okazuje się, że pisanie w samym notatniku oraz kompilacja z poziomu konsoli skutkuje dzisiaj dosyć swobodną orientacją w kodzie generowanym przez program odnośnie do samego wyglądu GUI. Czuję takie, odciążenie wyobraźni w mojej głowie. Nie muszę już sobie planować wszystkiego góry, jak to ma wyglądać i sztywno trzymać się kodu podczas pisania. Ma to też swoje minusy. Nie zwracam uwagi na to, co ten NetBeans tam wstawia. Pilnuję tylko nazw elementów.
Projekt muszę, wraz ze swoją grupą zakończyć jeszcze w tym semestrze. Czuję, że to, co dotychczas zrobiłem odnośnie do pracy z samym GUI oraz kilkoma klasami dotyczącymi algorytmów pracy w programie spowodowało już poniekąd, że patrzę bardziej przychylnie na ten język i nie pracuję w nim już tak, jakbym miał to robić za karę.
Co więcej. Na tle czasu znajomym z grupy bardziej Java przypadła do gustu niż ciągłe pilnowanie wskaźników w C/C++ oraz praca ze wstawkami asemblerowymi. Dlatego też staram się dostrzec jakieś dobre strony tej technologii, chociaż poza suchymi faktami jeszcze daleko.
P.S. – dostałem kolejną poradę odnośnie kodu Say Hear See. Jutro pogadamy trochę o getterach i setterach oraz co jest nie tak z metodą CountLines